niedziela, 14 marca 2010

kolejny niedzielny poranek

Kolejny weekend zaliczony i kolejny zaliczony w poczet udanych. Kolejny niezapomniany niedzielny poranek rozpoczął się od szybkiego zastanowienia się nad przebiegiem imprezy poprzednio wieczornej. Czy ja nigdy nie obudzę się z poczuciem i pełnym przekonaniem prawdziwości wiedzy na temat tego gdzie byłem co robiłem i z kim rozmawiałem w sobotnią noc? I tak nie najgorsze jest zastanawianie się z kim się rozmawiało. Zawsze bardziej frustrujące było dla mnie budzenie się obok kobiet i zastanawianie się czy z nimi spałem czy nie i jeżeli tak to dlaczego do ch*** panka tego nie pamiętam, a chciałbym czy też wolałbym pamiętać. Dobra co do poranka. Moja sypialnia przesiąknięta jest dymem z kilku paczek wypalonych przeze mnie papierosów, magicznym sposobem zaklętym w leżące gdzieś w kącie ciuchy, które miałem na sobie. Biedne pomięte, porzucone, już niechciane, leżą sobie i myślą dlaczego nie są już fajne. Są fajne. Nawet zajebiste. Niestety śmierdzą. Właściwie można tak powiedzieć nawet o pewnej grupie społeczeństwa. Z mordy śmierdzi mi wypitym w dużych ilościach alkoholem i chyba hamburgerem, ale za to sobie głowy obciąć nie dam, moja twarz zapewne wygląda jak aparycja misia panda, czytaj oczy czarne od braku snu, przepicia i przepalenia. I tak siedzę przed kompem. Stukam w klawiaturę. Wypisuje zupełnie nie mające sensu pierdoły i zastanawiam się po co ja to robię? Nie mam pojęcia. Z tym niezmiernie ważnym i nieomal egzystencjalnym zapytaniem zostawiam każdego z nieistniejącej rzeszy czytelników i idę pod prysznic. 
God Hates Us All

1 komentarz:

  1. Tytułem wstępu: Nigdy więcej wiśniówki!
    Mój poranek wyglądał podobnie...tyle, że gorzej:)

    OdpowiedzUsuń